• Aktualność Relacje
  •  
  •  

Wernisaż wystawy malarstwa Anny Dziuby

"Niepołomickie twarze i nie tylko..."

W piątkowy wieczór 25 maja w niepołomickiej bibliotece odbył się wernisaż wystawy malarskiej Anny Dziuby - "Niepołomickie twarze i nie tylko ...".

Już tytuł wystawy sugeruje jakie obrazy można podziwiać na ścianach naszej książnicy. Są to w większości portrety osób związanych z Niepołomicami, m.in. Haliny i Zdzisława Słowików - rodziców Pani Anny. Oczywiście zobaczyć można również pejzaże, martwą naturę i kwiaty. Obrazy powstawały na przestrzeni wielu lat - z każdym rokiem coraz lepsze.

Przybyłych na wernisaż gości przywitała dyrektor biblioteki - Joanna Lebiest.
Następnie Anna Dziuba opowiedziała o swojej przygodzie z malarstwem:
Rysowałam „zawsze” – odkąd pamiętam…, w szkole podstawowej miałam najładniejsze „szlaczki” w zeszytach, czy rysunki z biologii lub geografii. W ostatnim roku rysunków w LO na końcową pracę narysowałam portret Maurice Chevalier i profesor Rerutkiewicz radził mi iść na ASP, ale Tata stwierdził, że „drugim Matejką nie będę, a pacykarzy jest na kopy i z tego chleba nie będzie”.

Zdawałam więc na Uniwersytet Jagielloński, na matematykę, ale rok był wyjątkowo „obłożony” i z braku miejsc się nie dostałam. CAŁE SZCZĘŚCIE! 
Ponieważ syn chrzestnego pracował w Drukarni Prasowej, doradził żebym się „zaczepiła” na rok w Drukarni Narodowej. Akurat był nabór na retuszerów. Do podania o egzamin należało dołączyć parę rysunków i wtedy pierwszy raz zrobiłam kolorowy portret – kopię „Żydówki” Stachiewicza. Egzamin zdałam, a praca zaginęła – podobno wisiała u dyrektora w gabinecie. 

Tak mi się spodobał retusz (w końcu malowałam pędzlem), że już nie pomyślałam o żadnych studiach – czego do dziś nie żałuję. Przez lata pracy zawodowej namalowałam parę portretów i na tym koniec.

Myślałam, że na emeryturze zacznę malować, ale nie miałam warunków do rozkładania farb, sztalug, płócien itp. Zresztą nie miałam pojęcia jak się posługiwać farbami olejnymi. Rysowałam ołówkiem i kredkami.

Pierwsze dwa obrazy malowałam na deskach, był to Chrystus Pankrator i mój autoportret. Ale malowało szło mi się fatalnie – farby nie schły całymi dniami, pędzle się „kosmaciły” itp. Później Mama zachorowała i przez ostatni rok życia leżała, więc nie było mowy o malowaniu. Po śmierci Mamy, w 2010 r. zaczęłam uczęszczać na kurs malowania i rysunku dla kandydatów na ASP. Tam dowiedziałam się wielu technicznych rzeczy m.in. o farbach, płótnach, pędzlach, werniksie i fiksatywie. Na kursie zrobiłam pięć prac: trzy martwej natury i dwie z kwiatami. Niestety kurs „padł” zanim zaczęły się lekcje z rysunku postaci żywych modeli (a na tym najbardziej mi zależało). 

Tak więc od 2010 r. zaczęłam malować. Do tej pory powstało 77 obrazów – większość to portrety. Rysunku jako takiego nie uczyłam się nigdy."

Wystawę można oglądać do końca sierpnia w godzinach pracy naszej biblioteki.